Wiek: 32 Doczy: 26 Mar 2007 Posty: 38 Skd: z daleka
Wysany: Sro Lip 09, 2008 1:10 pm lekcja pływania
Witam. Jeszcze nigdy nie uczylem nikogo pływac, a teraz w czasie pracy co chwile podchodzi do mnie ktoś i pyta czy nie mogłbym nauczyc jego/jej dziecko pływac heh zawsze udaje mi sie wymigac tłumacząc ze jestem w pracy no ale jak przyjdzie jakas fajna dziewczyna to przeciez grzech odmowic czy moglibyście podać mi pare jakis ćwiczeń, ktore moglbym zadac tej osobie? Może jakis plan, krok po kroku z gory dzięki!
Wiek: 30 Doczya: 12 Sie 2007 Posty: 66 Skd: Katowice
Wysany: Sro Lip 09, 2008 9:52 pm
Aby nauczyc kogos pływac trzeba miec do tego uprawnienia. Te uprawnienia mozesz zdobyc, kiedy masz stopnien ratownika WOPR. Jezeli jestes ratownikiem aby bajerowac laski to powiem Ci szczerze...nie pracauj dalej bo przez twoja głupote ktos ucierpi
Żeby uczyć trzeba mieć Instruktora Pływania.
Więc bez uprawnień odbierasz pracę innym, którzy:
1. Jeździli na wykłady (uczyli się o tym)
2. Zaliczali egzaminy
3. Wydali sporo kasy (chyba 2000zł) na to by się wyszkolić i móc uczyć (a nie podrywać laski.)
Myślę że najważniejszą zaletą kursu na Instruktora Pływania, będzie to - że nauczą cię, jak uczyć innych pływać - czego nie zawierają kursy na ratownika.
Wiek: 32 Doczy: 26 Mar 2007 Posty: 38 Skd: z daleka
Wysany: Czw Lip 10, 2008 12:09 am
Ranger napisa/a:
Jezeli jestes ratownikiem aby bajerowac laski to powiem Ci szczerze...nie pracauj dalej bo przez twoja głupote ktos ucierpi
Wiesz co? Zachowaj swoje rady dla siebie bo jeżeli juz potrzebowałbym jakiejkolwiek rady to napewno nie szukałbym jej u kogoś kto dopiero skończył kurs i nie odrobil nawet godzin społecznych wiec zamilcz ok? Nie znasz mnie, wiec nie wiesz po co zostałem ratownikiem.
Wiedziałem, że zaraz będziecie mi tu wyjeżdżać z jakimiś przepisami, że nie mozna itp.
Jednak sami wiecie jak to jest w praktyce... mało ludzi... jednym słowem nuda a tu ci przyjdzie znajoma żebys dał jej młodszemu bratu lekcje pływania... przecież jedno nie wyklucza drugiego... możesz stac po kolana w wodzie, dać młodemu deske,wydawac polecenia i jednocześnie patrzeć na wode. Jestescie ratownikami i wiecie (tzn "ranger" i "barto" może jeszcze nie wiedzą) że czasami na kąpielisku nie ma za dużo ludzi i zalatuje nudą, a w tym czasie wole nauczyć kogoś BEZPŁATNIE nauczyć pływać niż marnowac czas na siedzeniu na krzesełku i wpatrywaniu się w wode, w ktorej nikogo nie ma!!
Ja Cie nie namawiam do dawania nauk plywania w czasie pracy, ale jak ci zależy dowiedzieć sie troche o nauce pływania polecam książke "Ratownik WOPR nauczycielem..." . Ksiażki osobiscie nie posiadam, ale widziałem i wcale nie jest zła
Jacek, mniejsza o przepisy i uprawnienia. Ton Twoich wypowiedzi sugeruje, że podchodzisz do tematu bardzo na luzie. I nie chodzi tu o brak uprawnień, zabranie kasy, tym którzy na tym zarabiają itd.
Jacek napisa/a:
możesz stac po kolana w wodzie, dać młodemu deske,wydawac polecenia i jednocześnie patrzeć na wode
To nie na tym polega. Czasem trzeba pokazać ćwiczenie, żeby było dobrze wykonane, poprawić błędy. To troszkę więcej niż znajomość jakiejś tam liczby ćwiczeń, danie deski i wydawanie poleceń.
Jacek napisa/a:
w tym czasie wole nauczyć kogoś BEZPŁATNIE nauczyć pływać
Żeby ktoś się nauczył pływać potrzebna jest systematyczność nauki. Nie mam pojęcia jak chcesz to zorganizować. Nie wiem też czy ratownicy na Twoim kąpielisku długo by to tolerowali.
Jacek napisa/a:
mało ludzi
wpatrywaniu się w wode, w ktorej nikogo nie ma!!
Prawie robi wielką różnicę...
Pozdrawiam
_________________ >> Rzuć mnie wilkom na pozarcie, a wrócę dowodząc watahą... <<
Ludzie, jak czytam wypowiedzi to wydaje mi się że nigdy nie pracowaliście na basenie -.-
Tak, wiem panuje moda na prezentowanie swojej dojrzałości, odpowiedzialności i przywiązania do swoich obowiązków i nawet w porze obiadowej kiedy w wodzie jest w porywach 2 ludzi pływających sobie żabką nie odrywacie od nich oczu.
Poza tym zawsze jest opcja dawania nauki po dyżurze, więc zamiast off-topować, to jeżeli macie coś do powiedzenia w temacie to podzielcie się doświadczeniem -.-
A co do ćwiczeń...
Wiesz, zależy od poziomu na jakim jest Twój uczeń. No bo albo trafisz na gościa który np źle rusza rękoma (wtedy dajesz mu deskę i ćwiczysz dokładanki i jakieś pierdoły) albo na dziecko które będzie się bało zanurzyć twarz.
Najlepszą nauką nauki pływania jest obserwacja innych uczących. Ja osobiście nie mam instruktora pływania (zbieram kase - mało nie jest) ale 45 minutowe zajęcia spokojnie mogę poprowadzić. I wcale tak dużo tych ćwiczeń nie wyjdzie bo weź pod uwagę, że uczący się pływać nie robi jednej długości w 15 sec
nawet w porze obiadowej kiedy w wodzie jest w porywach 2 ludzi pływających sobie żabką nie odrywacie od nich oczu.
To, że w wodzie są 2 osoby pływające żabką nie znaczy, że nie ma prawa nic im się stać...takie jest moje doświadczenie...a jak jesteś zajęty czymś innym zorientowanie się, że zamiast 2 osób pływa jedna, może Ci zająć dłuższą chwilę...proponuję więc mniej absorbujące zajęcia niż nauka pływania...
rainman napisa/a:
Najlepszą nauką nauki pływania jest obserwacja innych uczących.
Pod warunkiem, że robią to dobrze...
Pzdr
_________________ >> Rzuć mnie wilkom na pozarcie, a wrócę dowodząc watahą... <<
To, że w wodzie są 2 osoby pływające żabką nie znaczy, że nie ma prawa nic im się stać...takie jest moje doświadczenie...a jak jesteś zajęty czymś innym zorientowanie się, że zamiast 2 osób pływa jedna, może Ci zająć dłuższą chwilę...proponuję więc mniej absorbujące zajęcia niż nauka pływania...
zakładam że nie siedzisz sam, rzeczywiście mój błąd bo nie zaznaczyłem tego w poście powyżej.
wywyjec napisa/a:
Pod warunkiem, że robią to dobrze...
No tutaj też się zgadzam, ale myślę że zawsze jakiś pomysł na ćwiczenie można podłapać
Nauczanie pływania przez ratowników WOPR to w naszym kraju temat stary jak sam WOPR, a wcześniej Cesarskie Towarzystwo Ratowania Tonących. Od wielu, wielu lat ratownicy udzielali lekcji pływania w godzinach pracy, często bez uprawnień i fachowej wiedzy, bazując na własnym doświadczeniu (które nierzadko dawało naprawdę dobre rezultaty). Taki stan rzeczy był w PRL najzupełniej normalny i ratownik nie musiał się specjalnie tym przejmować.
Niestety (lub stety) wszystko zaczyna się zmieniać, choć baardzo powoli. Prowadzenie nauk w trakcie pełnienia dyżuru naraża nas na ogromną odpowiedzialność cywilno-karną , w przypadku jakiegoś nieszczęśliwego wypadku, czy to ze strony osób kąpiących się czy też naszych podopiecznych. Prowadzenie zajęć bez wymaganych prawnie kwalifikacji jest bodajże wykroczeniem z KW. Podejmowanie takiej działalności zarobkowej bez odprowadzania należnych podatków jest przestępstwem skarbowym z KKS. A były podobno przypadki, gdzie kontroler podawał się za rodzica chętnego zapisać dziecko na nauki (to tylko plotki, ale...)
Tak więc coraz więcej ryzykujemy. Godzimy się na niskie wynagrodzenie licząc na dodatkowe dochody z lekcji, na które pracowdawca przymyka oko, wiedząc że dlatego godzimy się na niższe uposażenie. To takie zamknięte koło.
Dla mnie idealnym rozwiązaniem byłaby, że tak powiem, legalizacja. Dyżur to dyżur, lekcje po godzinach pracy na osobną umowę. Legalnie, bez nadmiernego stresu.
Ratownikom bardziej opłacałby się kurs instruktorski niż dziś i mieliby udokumentowane doświadczenie. Stawki za lekcje poszłyby trochę w górę (podatki, ubezpieczenie OC, NW etc.), ale za to klienci otrzymywali by produkt pewniejszy, bo dostarczany przez kogoś z kwalifikacjami. W niektórych miejscach stawki za "czysty" dyżur ratowniczy też musiałyby wzrosnąć.
Taki stan rzeczy wydaje mi się znacznie korzystniejszy i funkcjonuje od lat w tzw. krajach zachodnich. Stracą jedynie Ci, którzy wolą robić 3 fuchy na raz.
Co do rozterek naszego kolegi, to więcej luzu. Jak przychodzi ładna i chętna (na lekcje oczywiście) białogłowa to można się z nią trochę pobawić i czego ją przy okazji pouczyć. Jak nie stać Cię na kurs, to pozostaje literatura, multimedia, internet, porady znajomych instruktorów i nauka własna (oparta również na metodzie prób i błędów).
Problemem nie są przypadkowe nauki poza godzinami szczytu. Owszem ryzyko też istnieje, ale niewielkie i w naszej pracy też musi być trochę rozrywki (ratownicy to zazwyczaj ludzie młodzi). Problemem jest moim zdaniem sytuacja, którą opisałem wyżej, gdzie lekcje w czasie dyżuru są dla ratownika stałym dochodem.
ale kolega ma zaledwie 16 lat, więc nie ma nawet uprawnień by prowadzić podstawowe zajęcia,a tym bardziej w czasie dyżuru (chyba społecznego ^^). Więc pozostaje mu jedynie nauka "prywatnie" więc po dyżurze tak o .. po znajomości Jak dla kogoś z rodziny. Właściwie nie nauka a "wspólne pływanie" połączone z kilkoma radami.