Nieumyślne narażenie na utratę zdrowia i życia 11-letniego ucznia, który utonął w krakowskim Parku Wodnym, zarzuciła wczoraj krakowska prokuratura ratownikowi oraz dwóm opiekunkom szkolnej wycieczki.
To pierwsi podejrzani w sprawie tragedii, która wydarzyła się w październiku 2006 roku. Przypomnijmy: do krakowskiego Parku Wodnego przyjechała wtedy wycieczka z uczniami z Lipnicy Wielkiej. Wśród nich był 11-letni Kamil. Nikt nie wie, w jaki sposób znalazł się pod wodą. W pewnym momencie leżącego bez ruchu na dnie basenu chłopca zobaczył jeden z mężczyzn ćwiczących w siłowni na piętrze. Zaalarmował ratowników. Choć tego dnia przy basenach było ich dziewięciu, żaden nie zauważył wypadku. Nie widzieli też tego ratownicy śledzący na monitorach ruch przy basenach. Kamila po wyciągnięciu z wody nie udało się odratować - mimo wysiłków lekarzy z Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego zmarł po trzech tygodniach.
Prokuratura przez półtora roku zbierała dowody, które wskazałyby na winnych dramatu. Przesłuchano kilkuset świadków, szukając choćby strzępu informacji, pozwalających na ustalenie, czy ktoś dopuścił się zaniedbań. W Parku Wodnym przeprowadzono na niespotykaną w Krakowie skalę eksperyment z udziałem uczestników tragicznych wydarzeń. Kluczowa okazała się jednak opinia biegłego do spraw ratownictwa, na którą śledczy czekali kilkanaście miesięcy. To na jej podstawie postawiono wczoraj zarzuty Markowi M. - kierownikowi ds. ratowników w Parku Wodnym - oraz kierowniczce grupy Justynie K. i opiekunce Beacie O.
Prokuratura, opierając się na ekspertyzie, zarzuciła Markowi M., że stosowany w Parku Wodnym system bezpieczeństwa nie gwarantował stałej obserwacji całego basenu i korzystających z niego osób. Co gorsze, były tzw. martwe punkty, których ratownik nie mógł skutecznie kontrolować. - Z opinii biegłych wynika, że ratownik obsługujący zjeżdżalnie musiał się obrócić, by zobaczyć, co się tam dzieje, co jest niedopuszczalne. Nie widział też, co dzieje się za tak zwanym mostkiem linowym - mówi Bogusława Marcinkowska, rzeczniczka krakowskiej prokuratury. - Z racji wykonywanego zawodu i posiadanego doświadczenia podejrzany powinien i mógł przewidzieć ewentualne skutki takiej sytuacji - dodaje.
Zdaniem prokuratury winę ponoszą także obie opiekunki, które nie zapewniły dzieciom "ustawicznej opieki". - Podjęły się odpowiedzialności za zbyt liczną grupą uczniów, nie ustalając, za jaką część odpowiada każda z nich. Nie podzieliły dzieci na te, które umieją pływać, i te, co nie potrafią. Z naszych ustaleń wynika, że dzieci były rozproszone, część kąpała się, inne korzystały ze zjeżdżalni - wylicza niedopatrzenia prokurator Marcinkowska.
Cała trójka podejrzanych nie przyznała się do winy. Marek M. odmówił wyjaśnień, obie kobiety zeznawały, ale prokuratura nie chce na razie ujawnić, co powiedziały w trakcie przesłuchań. Prokuratura zamierza jeszcze zasięgnąć dodatkowej opinii lekarskiej, która ma rozstrzygnąć wątpliwości dotyczące samego przebiegu akcji ratowniczej.
Generalnie to chyba kumaty jestem - pracuje w tym parku Parku Wodnym i znam sytuacje na bieżąco ale nie widzę powodu by się nad tym rozwodzić i podawać 7 linków do artykułów w których jest napisane to samo...
_________________ "We wszystkich dyskusjach i kłótniach ostatnie słowo należy do moderatorów..."
Nie mo¿esz pisaæ nowych tematów Nie mo¿esz odpowiadaæ w tematach Nie mo¿esz zmieniaæ swoich postów Nie mo¿esz usuwaæ swoich postów Nie mo¿esz g³osowaæ w ankietach